Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy.
Rejs
— No i cóżeś najlepszego uczyniła?
— Co mówisz? Nie rozumiem…
— No właśnie! O to mi chodzi, – piekliła się Ziemia. – Bo mnie prawie nie widać zza tej wody. To jak ma być mnie słychać?
— Na śnieg tak nie narzekałaś! – Odkrzyknęła z wyraźną zazdrością Wiosna.
— Oczywiście, że narzekałam. – Odparła. – I jedno i drugie to stanowcze przegięcie!
Od dwóch albo trzech tygodni lało z małymi przerwami na papierosa, jakie sobie, co pewien czas urządzała Wiosna. Niestety – ogranicza. Woda była prawie wszędzie, przede wszystkim jednak na południu. Na północy, ale także i w centrum zalań jest stanowczo mniej niż na południu, bo co miało zalać, to już zalało, na resztę nie starczyło wody. Chociaż Wiosna, zdaje się, z lubością uzupełnia te karygodne niedopatrzenia z rezerw w magazynach.
— Teraz przez dwa lata będę schnąć. – Bulgotała z pod wody Ziemia – A teraz pomyśl sobie, że jak przyjdzie lato, to dołoży jeszcze kilka burz, potem Zima, znając jego to przyjdzie albo w marcu, albo w październiku, bo nie ma siły, żeby przyszedł jakoś normalnie i jeszcze to wszystko we mnie zmrozi. To się do następnej ery geologicznej będę z grypy leczyła!
— Ale wiesz co, ty to czepliwa jesteś. – Z niechęcią odpowiedziała Wiosna. – Co roku to samo! W zeszłym Lato trochę przegięło, i od razu były wymówki, że zbiory nie te, że się kombajny w polach zakopują; dwa lata wstecz z kolei trochę za bardzo pogrzało i już, że susza, że przez 3 lata by musiało ciągle padać, żeby to nadrobić. Ot raz sobie chciałam…
— Chciałaś udowodnić, że synoptycy się pomylili! – To zdanie tak ociekało sarkazmem, że aż zaczęło kapać w wodę od spodu. – No to nie ma co, udało ci się. Utopiłaś przy okazji pół kraju, ale ja przecież nie mam, na co narzekać, nie?
— No naprawdę już… naprawdę. – Wiosna starała się jakoś wybrnąć. – To może ja pogadam z Latem, on coś obsuszy, zorganizuje wiatr, jakieś ciśnienie odpowiednie, temperaturę…
— A w życiu! – Zawołała Ziemia. – Jak wy mi się za coś bierzecie, to potem wszystko się piep… psuje! Już ja to załatwię, z wiatrem i słońcem bezpośrednio.
— A co? – Zaperzyła się Wiosna. – Że niby ty lepiej się rozeznajesz na warunkach pogodowych może, co?
— Nie. Ale te pory roku i ta cała pogoda nie są tylko dla was. – Odpowiedziała spokojnie Ziemia z pod wody. – Są też dla ludzi. A ludzi to akurat ja znam, jak mało kto! Ty może znasz ludzi? – Zapytała terrorystycznie retorycznie. – Jak możesz znać, jak przychodzisz na trzy miesiące, pozostałe dziewięć sobie odpoczywasz… A ja tu pracuję, moja droga. – Tu zmieniła ton na bardziej rzeczowy. – No to teraz tak: Ty sobie siadasz tam pod… na czubku tego drzewa (bo już tylko tyle z niego wystaje), a ja tu wszystko załatwię.