Jachoo Jachoo
47
BLOG

Z tygodnia Młodzieńca - Dzień stracony

Jachoo Jachoo Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Piątek. Wstałem rano, znaczy o godzinie 6.30. Tak normalnie wstaję w dzień, gdy jest moja kolej, na dłuższą posiadówę w łazience (co drugi). 
 
Ostatnie 6 dni było siedzenie w domu. A to dlatego, że w LO matury, a uczniowie klas młodszych nie mogą starszym kolegom przeszkadzać. Trzy najważniejsze matury (jak dla kogo, ale obowiązkowe, więc zdaje najwięcej uczniów), zawsze są wolne dla uczniów młodszych klas. Znaczy zawsze... nie zawsze, dopiero w tym roku, bo doszła obowiązkowa matematyka. Dotychczas wolne były dwa dni. Od tego roku trzy, w przyszłym też. Potem się zobaczy, bo się ekipa w rządzie zmieni, więc nic nie wiadomo...
 
Zatem ostatni dzień w tygodniu, piątek, zdawało by się najlepszy dzień z dni roboczych (o czym ja w ogóle mówię? jako uczeń nie mam pojęcia o robocie!), trzeba przyjść do szkoły. Oczywiście, że mógłbym powiedzieć tacie coś w stylu:
-- Tata! Jutro nikogo w szkole nie będzie, to może ja nie pójdę, co?
Ale ów by odpowiedział tak samo, jak było przy okazji dnia wagarowicza (taka metafora, każdy wie, że dzień wagarowicza był w niedzielę!):
-- Choćbyś miał sam w klasie siedzieć - masz iść. Raz już nie zdałeś, wystarczy.
 
No i pięknie, więc teraz nawet nie pytałem. "A zresztą," pomyślałem, "pewnie będzie jak wtedy - wszyscy mówili, że nie przyjdą, i przyszło 23 osoby z 25 osobowej klasy."
 
Zatem zrobiłem sobie kawę, umyłem głowę, dopytałem jeszcze młodszą, czy aby na pewno nie pomyliłem kolejki i zacząłem się rozglądać za jakimś plecakiem. Mój plecak bowiem stracił suwak w niedzielę. Plecaka oczywiście zapasowego niet, ale mogę sobie ten, prawda, naprawić. Przecież to tylko wózek. Wystarczy inny, pasujący nasunąć i wsio. Nasuwanie zajęło mi 2 wózki, 3 suwaki i bitą godzinę. Skończyłem o 8.30. Ale kto by się przejmował geografią, przecież zdam... Chyba.
 
W miejsce gdzie mocno sfatygowany już suwak się rozłaził i łamał, przypiąłem sześć albo siedem agrafek. To było olśnienie. Gdy doszedłem do szkoły, okazało się, że wózek pracuje, jakby chciał, a nie mógł, pół suwaka się rozlazło, a po chwili prób naprawiania od nowa wózek spadł w czeluść dziurawego plecaka i już go nie znalazłem. Pewnie spadł za krawędź świata. Wziąłem więc te (teraz policzyłem) osiem agrafek, i przepiąłem, żeby się to-to jakkolwiek trzymało. Wygląda jak marnie zszyty pacjent, z chorobą morską. Bo plecak mam zielony ;).
 
Dotarłszy do szkoły (karkołomne słowo), spotkałem koleżankę z klasy drugiej, znaczy jeszcze w zeszłym roku z mojej klasy. Ona była jedna z całej szkoły. W całej szkole cisza, ale można by to zwalić na środek lekcji. W moim przypadku okazało się, że w ogóle tej lekcji nie było (pani siedzi na maturach gdzieś-tam). Z mojej klasy są cztery osoby, wszystko dziewczyny, plus ja (facet!) piąty. Teraz szykuje się 5 godzin siedzenia przy komputerach w pracowni szkolnej i granie w pasjansa!
 
Oczywiście żadna z koleżanek nie chce wybrać się ze mną do pana dyrektora (w końcu musi być wola ludu, dlatego zawsze wszędzie idą delegacje, nie pojedyncze osoby), żeby nas zwolnił do domu, bez względu na to, jak bardzo jest to nie zgodne ze statutem ustawami, konstytucją.

I po co to wszystko? Wystarczyło by kiedykolwiek odrobić ten jeden dzień, w jakąś sobotę, płynnie z całym tygodniem. Uczniowie idą wtedy w sobotę do szkoły odruchowo. A tak -- odruchowo wszyscy zostali w domach, albo poszli pić. Paranoja! 

Jachoo
O mnie Jachoo

Kontakt: gg: 11702857 ********** "Ale nasz Bóg - to nie ten ów żmudzki Chrystus Smutkialis, co siedzi z załamanymi rękoma, patrząc na narzędzia tortur - lecz Pan godów w Kanie galilejskiej, gdzie leje się potokami purpurowe wino krwi." Tadeusz Miciński, "Do źródeł polskiej duszy" ********** TROLOM Dziękujemy! (innymi słowy WON!)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości