Jachoo Jachoo
42
BLOG

Do biegu... Gotowi... A pasy?!?!?!

Jachoo Jachoo Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Pani Łyżeczko! Proszę o przekazanie pozdrowień Pannie T.

Pannie T. właśnie dedykuję tę notkę, może uda się Jej to przeczytać. A może nie...

— Wujek, skoro trzeba pojechać ze śmieciami, to może ja poprowadzę. To nie daleko, a tata mi pozwalał tylko po podwórku…
— Dobra. Przynieś te śmieci… Siadaj. Masz kluczyki. Tak. Najpierw światła, wsteczny, ok.
— Czemu on tak piszczy?
— Bo nie zapiąłeś pasów, młotku…
— No tak. Ok. To zapinam… tylko czemu on tak skręca… rany! Ja nie mogę… mam tylko dwie ręce… O! Dzięki za potrzymanie kierownicy…
 
Tak to mniej więcej wyglądał mój pierwszy start długodystansowy. Z zapaleniem silnika nie było problemu, z wrzuceniem wstecznego a potem jedynki i z ruszeniem, żadnych problemów… Tylko z tym pasem, ale to się nie liczy.
 
Potem tak: Jedynka do 20 km/h (to diesel, więc już miał 3 tys. obrotów), dwójka, do tych 3 tysięcy (jakieś 40 km/h), a potem sprzęgło i w zamierzeniu trójka. Tylko, czemu on tak przycichł? I jakoś spokojniej pracuje, i powinno być ze 2 tysiące obrotów a jest ledwie tysiąc… Nagle się zorientowałem i pomyślałem, że to cud, że auto nie zgasło… Po dwójce wrzuciłem piątkę! Niezłe szoł.
— Taaak. Teraz kierunkowskaz. W prawo.
— Przecież wiem!
I do przodu. Oj, przycisnąłem chyba do 60 na wiejskiej drodze…Wyjechał mi traktor, to go ładnie wyminąłem i teraz kierunek w lewo, zatrzymuję się…
— Nie gaś silnika. Wrzucasz na luz, zaciągasz ręczny, wyrzucasz śmieci i zawracasz.
Wszystko banał, tylko jak tu zawrócić?
— Ok. To ja pojadę tak: Tu w lewo, na placu, przy remizie kółko i wyjeżdżam. Tylko przy wyjeździe są krzaki, nie będę widział, kto nadjeżdża z lewej.
— To zatrzymasz się trochę dalej, niż powinieneś i wtedy zobaczysz, (chociaż jak zobaczysz, to już będzie trochę za późno).
 
To też jakoś poszło. I znowu rozpędzam się do 40 km/h, ale teraz pilnuję, gdzie jest trójka i trafiam w nią. Na łuku za to poległem, bo ściąłem go elegancko:
— Oj, gdyba tam ktoś jechał, to by miał pełne gacie…
— Wiem, wujku. Sorry.
— Ty nie gadaj, tylko patrz, gdzie jedziesz… Nie po krzakach!
— Ale no, bo tam to CienkoCienko jechało. I się przestraszyłem…
— Ja ci dam przestraszyłem. Mam nadzieję, żeś mi go bardzo nie porysował…
 
Okazało się, że bardzo nie, ale więcej kluczyków wujka nie dostałem…
Nie ma, co. Egzamin bym oblał. Ale już pierwsze koty za płoty. Wujek nawet mnie pochwalił.
— Jak na pierwszy raz to pojechałeś bardzo dobrze. Nie mając znajomości samochodu, i bez doświadczenia… Bardzo dobrze.
 
*          *          *
Już się miało ku wieczorowi, jak wróciliśmy z wycieczki po fortach Twierdzy Brześć. Mówię do ojca.
— Tata daj mi może kluczyki, ze śmieciami pojadę (jedyny sensowny argument, i też działa tylko, jak się śmieci uzbiera za dużo na jeden rower). No proooooszę!
— Tylko mi go nie rozbij, – mówi zostawiając kluczyki na masce. Minę ma nietęgą
— Nie pojedziesz ze mną?
— Chyba śnisz. Boję się!
 
To zapakowałem śmieci, zapiąłem pas, zapaliłem silnik, ominąłem otwarte drzwi samochodu brata, i pojechałem. Och! Jakie to uczucie… Tylko na tych ustawieniach ojca jedzie się tak sobie, bo ojciec wysoki i maski nie widzę. U wujka zupełnie inaczej, bo On podobnego wzrostu, co ja.
Jadę tak samo, ale ojca skrzynię biegów lepiej znam, bo już na niej ćwiczyłem.
Z każdym kolejnym kursem (było ich w sumie pięć albo sześć) umiem więcej, uczę się więcej. Przy drugim już słucham radia i mnie to nie rozprasza. Już wrzucam kierunki odruchowo. Już nawet w końcu nauczyłem się, jakie mniej więcej ma obroty jak zmieniam na kolejny bieg, żeby nie szarpał przy każdej zmianie z trzech tysięcy do tysiąca, tylko na przykład do tysiąca trzystu.
Jazda coraz płynniejsza, coraz prostsza, ale sprawia coraz większą Radochę.
Nawet za trzecim razem wziąłem siostrę. Fajnie było. Nie histeryzowała, co jej się rzadko zdarza, tylko trochę się przestraszyła jak wcisnąłem ją trochę w siedzenie (do 50 na dwójce :-D)
 
Jak czytam u Pani Łyżeczki, że jej córa opanowuje kolejne szczegóły jazdy na rowerze, i jak skomplikowany jest sposób zatrzymywania się, „żeby się podrapać” to przypomina mi się, jak wygląda u mnie zmiana biegu. Jeszcze nie udaje mi się tego robić wystarczająco szybko, więc obroty silnika spadają do samego dołu. Teraz, żeby nie szarpną muszę, trzymając sprzęgło nacisnąć gaz, żeby podprowadzić obroty silnika o te 300 – 400, następnie spokojnie puszczam sprzęgło i równie spokojnie przyciskam gaz. Istna kombinacja alpejska. Ale za to, jaka skuteczna. I można się wreszcie spokojnie podrapać :-D
Jachoo
O mnie Jachoo

Kontakt: gg: 11702857 ********** "Ale nasz Bóg - to nie ten ów żmudzki Chrystus Smutkialis, co siedzi z załamanymi rękoma, patrząc na narzędzia tortur - lecz Pan godów w Kanie galilejskiej, gdzie leje się potokami purpurowe wino krwi." Tadeusz Miciński, "Do źródeł polskiej duszy" ********** TROLOM Dziękujemy! (innymi słowy WON!)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości